Właśnie w dniu dzisiejszym nadeszło apogeum wkurzenia przedświątecznego w moim domu. Niby wywiązuję się z wcześniej zaplanowanych czynności i nie jestem na tyłach, ale coś nie gra. A wszystko to dzięki idiotycznemu pojęciu perfekcjonizmu. Co ja tak naprawdę oczekiwałam? Czy naprawdę to wszystko ma jakiś sens? Czy dzieci nie mają już po prostu dosyć tych przygotowań? Czy przez to wszystko nie będzie im źle się kojarzyć ten magiczny czas Pracuję i szykuję. Sprzątam i gotuję. Czyszczę i układam. Robię zakupy i odpoczywam. Tylko jakoś w tym wszystkim moje dzieci nie potrafią się odnaleźć. Jakoś tak dziwna nerwówka panuje wśród tych wszystkich świecidełek w oknie i kolorowej choinki. Odechciewa się wszystkiego. Nawet mnie.
Mam wyrzuty sumienia, że przygotowania zabierają mnie moim dzieciom. Od dwóchdni nie mają mamy. Jeślinie jestem w pracy, to sprzątam albo gotuję albo też robię zakupy. Wydaje mi się to całkiem bez sensu. Całkiem bez celu. Różni się to od moich wyobrażeń. Wyjątkowo w tym roku choinkę ubierałam tylko znajmłodszym synkiem. Średni miał, generalnie rzecz ujmując, wywalone na to, a córka nie przejawiała najmniejszych chęci. Gotuję sama. Dzieciaki od czasu do czasu pojawią się, by coś skubnąć. Dom też dekorowałam sama, a “ehów” i”ohów” nie słyszałam z taką intensywością, jak w roku poprzednim. Nie pomogło nic wspólne odliczanie czy przygotowywanie kolęd. Na nic się zdało wyczekiwanie na prezenty czy obietnica pierwszego wspólnego wyjścia na pasterkę. Czy to wszystko oznacza, że zanim święta rozpoczęły się na dobre, to zdążyłam już im je obrzydzić? Czyżbym była aż tak zdolna...hmmm….Czy przyszło nam w takiej atmosferze zasiadać do wigilijnego stołu? Czy jest w ogóle możliwe, by moje dzieci były znudzone? Postanowiłam uratować święta. Postanowiłam, że zostanę super bohaterką tych świąt i na nowo wzbudzę w moich dzieciach bakcyla, dzieciecą radość. Jutro, jak tylko wróce z pracy, pójdziemy do fryzjera a zaraz potem robimy ciasteczka, choć nie były one w planie. Jak tylko nam się uda i ciasteczka będą już na naszym stole, poukładamy puzzle. Szybka kąpiel, czytanie bajeczek i chwila relaksu w łóżeczku chłopców, by wiedzieli, że mama ciągle jest dla nich. Jak tylko usną dokończę gotowanie i sprzątanie a w czwartek o 10 rano wybierzemy się na kręgielnie, by odetchnąć po tym wszystkim i nabrać sił przed tym, co ma sprawiać przyjemność a przyszłości stanie się ich miłym wspomnieniem z dzieciństwa. A że człowiek uczy się na błędach, to już wiem, że w przyszłym roku pozwolę sobie na parę błędów, parę niedoskonałości czy te zwyczajnych niedociągnięć. Ktoś bardzo mądry kiedyś powiedział, że tylko ludzie nieperfekcyjni są szczęśliwi. Czy to prawda? Na pewno Ci są szczęśliwi, którzy nie dążą do perfekcjonizmu za wszelką cenę. Tego wszystkiego sobie i Wam, tuląc swoje dzieciaczki, życzę. Bo tylko to się liczy. Reszta przyjdzie sama.
0 Komentarze
Twój komentarz zostanie opublikowany po jego zatwierdzeniu.
Odpowiedz |
Znajdziesz mnie tu:
O bloguSamotne mamuśki są niezdarte. Wzloty, upadki, sukcesy, porażki. Samodzielne, ale nie samotne, wśród zmagań z prozą życia, dumnie kroczą przez świat trzymając za rękę swoje dzieci. Archiwum
Kwiecień 2022
|