Od sześciu lat, co roku w lutym dowiaduję się, że jestem jakaś trędowata z ogromnym pieprzykiem na nosie i obwisającymi cyckami. Patrzę w lustro i dochodzę do wniosku, że nie jest jeszcze ze mną tak tragicznie. To tylko moja psycha siada pod wpływem tego natłoku myśli i informacji z każdej strony. Tu baloniki w kształcie serca, tu czerwone kartki nawet na stoisku z mrożonkami, a jeszcze gdzieś indziej gadżety, wręcz niezbędne tego dnia. Wiadomo, trzeba cosik zrobić, cokolwiek. No bo jak to, jestem w związku i przejdę obok tak komercyjnego święta obojętnie? Nie wypada.
Sama pewnie kombinowałabym coś extra. Romantyczna kolacja (trzeba nianię załatwić, żeby nie skoczyła się po pięciu minutach), spacer po moście (nie chciałabym z niego skakać), seks na plaży (kurwa, za zimno), wyjazd w nieznane (skoro w nieznane, to nie wiadomo dokąd). Potem trzeba jakiś upominek kupić. Kubek, zdjęcie, ramka, zegarek, slipki, skarpetki, pudełeczko. Oczywiście wszystko w serca, z jakże ujmującym "Kocham Cię", koloru czerwonego. No i kartka, bez niej nie ma Walentynek. To nic, że wyrzucimy ją na recykling miesiąc później, ale spędzimy nad nią szukając w necie oryginalnych wierszyków i wyznań i będzie miało to dla nas wartość sentymentalną. Na miarę przeniesienia gór. Jak już wszystko opadnie. Dosłownie wszystko :D Wtedy siądziemy sobie na kanapie i będziemy z siebie takie dumne, zakochane na nowo, błądzące jeszcze w obłokach, rozmarzone. I wtedy spojrzymy na konto. FUCK!!! A do tego wszystkiego nasz facet znowu nie wyniósł śmieci. Kurwa, czy było warto? Nie wiem. Może dla niektórych tak. Dla mnie tez pewnie liczyłaby się tylko chwila. Byłoby miło.Niestety, od sześciu lat samotnie spędzam te dzień i nie ma większej tragedii. Daję radę. Jednak w tym roku zabieram dzieci do kina, potem jakiś fajny posiłek, ale już w domciu, przy świecach, elegancko, na bogato. Przecież jestem w nich zakochana, i choć okazuję im to codziennie, to Walentynki będą tylko kolejną okazją do tego, by im to przypomnieć. Zamiast kartek podaruję im inny upominek, który zrobię sama. Może to być muffinka ze specjalnym "Kocham Cię" albo upiekę ciasteczka w kształcie serca :) A ja? Na pewno dzieci przyniosą mi kartkę zrobioną w szkole. A takie prawdziwe to może kiedyś, kiedy jakiś facet napatoczy się, być może w moim ziemskim życiu i będzie odpowiadał standardom Unii Europejskiej :P P.S. Zapomniałam. Jak już dzieci moje usną, to wezmę sobie lampkę, albo dwie mojego ulubionego winka i przed badziewiackim romantycznym filmem,będę łkała przez swoją samotność. Ale tylko tego dnia. A Wy?
0 Komentarze
Twój komentarz zostanie opublikowany po jego zatwierdzeniu.
Odpowiedz |
Znajdziesz mnie tu:
O bloguSamotne mamuśki są niezdarte. Wzloty, upadki, sukcesy, porażki. Samodzielne, ale nie samotne, wśród zmagań z prozą życia, dumnie kroczą przez świat trzymając za rękę swoje dzieci. Archiwum
Kwiecień 2022
|