Czy ktoś z nas kiedykolwiek żył w biedzie? Ale takiej prawdziwej? Czy wiecie, że miliony osób będzie się zastanawiało, co włożyć do garnka w tegoroczne święta? W sumie święta świętami, ale bieda jest i przed, jak i zostaje po nich. Ludzie walczą z nia, choć szanse są nierówne. I piszę tu o ludziach, którym się nie układa, nie mają pracy, albo dzieciach, które nie mają wyboru, jacy są ich rodzice. Czy wspieracie takich ludzi? Czy kiedykolwiek myśleliście, że możecie jakoś pomóc? Jako mamie trójki dzieci, jako samotnej mamuśce walczącej o lepsze życie swoich dzieci, trudno sobie wyobrazić, że mogłabym kiedyś mieć pustą lodówkę, bądź nie mieć zapasów, a dzieci musiałyby się zadowolić minimalistyczną ilością zabawek. Ciężko bardzo zniosłabym, gdybym na każde marzenie dzieci, zachciankę od czasu do czasu czy też podstawowe rzeczy niezbędne do funkcjonowania, musiałabym odpowiadać stanowczym NIE. Bieda to straszna sprawa. Sama pamiętam doskonale, kiedy moi rodzice zbankrutowali. Miałam wtedy 11 lat. Pamiętam tłuste lata, kiedy było wszystko na zawołanie i jednego pięknego, słonecznego weekendu wszystko się skończyło. To było, jak sen, jakby wszystko, co do tej pory było pękło bezpowrotnie, jak bańka mydlana. Odeszło bezpowrotnie i nadeszły czasy, których moi rodzice się bali, a ja nie wiedziałam do końca czym to się je. Do czasu. Tata starał się, jak mógł. Zagraniczne wyjazdy stały się dla niego normalnością a i dla nas świąteczny tata też po pewnym czasie stał się dniem powszednim. Najgorzej wspominam, kiedy nie było pieniędzya co za tym idzie, często gęsto pusta lodówka, ciuchy nijakie, w zimie mróz na ścianach. Mama z niczego tworzyła cuda. Z nikąd było jedzenie i pieniążki na ciuchy. Pomoc społeczna generalnie miała naszą sytuację w dupie. Kazali mojej mamie zgłosić się po pomoc, jak sprzeda wszystko z domu i nie będzie miała nic. Porażka. Jedyne przyjemne wspomnienia z tamtego okresu to święta, kiedy to było dużo jedzenia, zawsze prezenty oraz wizyty u cioci T. oraz H. One zawsze nas rozpieszczały. Cała ta sytuacja trwała kilka dobrych lat, było to na tyle długo, że zdążyliśmy się przyzwyczaić. Wtedy obiecałam sobie, że zawsze, kiedy będę miała okazję, będę pomagać. W ten sposób biorę udział w niektórych akcjach charytatywnych. Robię paczki dla dzieci z domu dziecka, biednych rodzin. Często potrafię zrobić zakupy znajomym, których życie nie rozpieszcza, bez okazji. Nie żałuję dać przysłowiowego funta na dzieci walczące z chorobami nowotworowymi, czy też wrzucić do kosza z banku żywności w supermarkecie parę produktów.
Nie piszę tego wszystkiego, by wzbudzić w Was litość, czy też pochwalić się swoim dobrym serduchem, bo do tego chyba jeszcze wiele mi brakuje. Chciałabym bardzo, by coraz więcej ludzi angażowało się w pomoc ludziom, którzy na co dzień żyją wśród nas. Może jakaś babcia, której dawno nikt nie odwiedził, może cóka sąsiadów bardzo chciałaby Barbie, a jej rodzice wiążą ledwo koniec z końcem. A może kupić kilka książek i zanieśc do domu dziecka albo maskotki na oddział onkologiczny. A może zebrać kiloro znajomych, zrobić kilka paczek i zanieść pod drzwi potrzebujących.
0 Comments
Your comment will be posted after it is approved.
Leave a Reply. |
Znajdziesz mnie tu:
O bloguSamotne mamuśki są niezdarte. Wzloty, upadki, sukcesy, porażki. Samodzielne, ale nie samotne, wśród zmagań z prozą życia, dumnie kroczą przez świat trzymając za rękę swoje dzieci. Archiwum
April 2022
|