Dostałaś zaproszenie, albo w końcu przekonałaś kogoś, że warto zaprosić Cię na rozmowę wstępną o pracę. Jesteś tak ważną osobą, że musi być tylko dobrze. No dobra, nie od razu świat podbijesz, ale może właśnie dzisiaj znajdziesz pracę. Dla Ciebie to już będzie jak zdobycie większej części świata. Kiedy wyrywasz się z czterech ścian, kiedy dociera do Ciebie, że jest więcej urozmaiconych twarzy na świecie poza tymi dobrze Ci znanymi, kiedy uzmysławiasz sobie, że jesteś jeszcze komuś potrzebna. Od razu na duszy Ci lepiej, do razu rozwijasz skrzydła i pędzisz, wręcz fruniesz. No i jeb! Zapomniałaś, że nie masz licencji na latanie i rozbijasz się o mur rozmowy. Co poszło nie tak. Masz wrażenie, że wszystko. Że nie masz wystarczających kwalifikacji, że władasz biegle siedmioma językami obcymi, że skończyłaś dopiero 30 lat i za chuja nie masz 15 lat doświadczenia, a na domiar tego potencjalnego pracodawcę dobija fakt, że jesteś samotną matką. To tak jakbyś dla niego nie istniała, no bo przecież jako samotna matka musisz co chwilę brać wolne, jesteś niedyspozycyjna, nie masz szans na doszkalanie siebie, stracona jesteś i przez niego i społeczeństwo.
Wracasz do domu. Całujesz dzieci na dobranoc, chwytach najbardziej kaloryczną czekoladę i jeszcze bardziej kaloryczne wino, i z pełnym impetem siadasz na sofie przed marnym filmem. Masz dość. Zadajesz sobie pytanie, czy masz dzieci do cholery oddać, czy co??? Nie, no przecież tak kiepsko być nie może. Rano, dzieci do szkoły, przedszkola. A Ty wertujesz kolejne ogłoszenia. Tu nie te godziny pracy, tu umowa śmieciowa, tu chcą byś jeździła poza miasto. Ale nie poddajesz się. I co?? I w końcu dostajesz swoją upragnioną pracę. Gdybyś potrafiła, skoczyłabyś pod sam sufit z tej radości, niestety nie masz takich zdolności, więc wypowiadasz jedynie wymowne "W końcu, kurwa, w końcu!". I tu zaczyna sięc idealizowanie sytuacji. Myślisz, że w końcu będzie Cię stać na owe ciuchy, na wakacje, na dodatkowe zajęcia dla dziecka. W końcu pracujesz, trochę grosza wpadnie z MOPS-u, a szczytem szczęścia okaże się, że tatuś jednak nie zapomniał jednak o dziecku i dostaniesz w pełni zasłużone alimenty. Bańka pryska po około miesiącu. Wypłata jakaś taka nieadekwatna do oczekiwanej, MOPS też dał grosze, dosłownie grosze, a tatuś to chyba zapomniał i o swoim własnym istnieniu. Ty zastanawiasz się, które długi zacząć oddawać pierwsze i czy już teraz możesz sobie pozwolić na nowe buty dla dzieci. Ale to nie ważne, myślisz. Teraz masz już stałe zajęcie, więc będzie tylko lepiej. Pierwszy kryzys na linii Ty-szef pojawia się, kiedy dzieckiem trzeba się zając bo chore. No cóż, jakoś udaje się go przekonać i szybko, po krótkiej chorobie, wracamy do pracy. Drugi, czwarty, dziesiąty raz coś wyskoczyło, a Ty żeby nie narażać się na utratę pracy, błagasz kogo się da o pomoc przy dzieciach. Czasami musisz zacisnąć zęby i poprosić siostrę po raz dziesiąty, wiedząc, że znowu może jej nie pasować. Napotykasz wybory, które są absurdalnie nie do ogarnięcia. Iść do pracy czy wziąć wolne i iść na pierwsze szkolne przedstawienie naszego dziecka? Zostać z gorączkującym dzieckiem i nie mieć po co wracać do pracy, czy zostawić dziecko pod opieką sąsiadki? Dzieci rosną, Ty masz wyrzuty sumienia. Ten czas już nie wróci. Ale robisz to dla nich. Na pewno docenią, kiedy dorosną. Życie. Po prostu życie. A tu jeszcze ktoś śmie podejść i powiedzieć, że nie potrafisz się zorganizować.
0 Comments
Your comment will be posted after it is approved.
Leave a Reply. |
Znajdziesz mnie tu:
O bloguSamotne mamuśki są niezdarte. Wzloty, upadki, sukcesy, porażki. Samodzielne, ale nie samotne, wśród zmagań z prozą życia, dumnie kroczą przez świat trzymając za rękę swoje dzieci. Archiwum
April 2022
|